[...]
W sali tronowej Pałacu Letniego
w Erji-Nubba zgromadzili się wszyscy członkowie panującego rodu
Jaaranohów i głowy większości z najznamienitszych rodzin
wchodzących w skład szeroko rozumianego dworu w Erji. Uwaga ich
wszystkich skupiała się na kilkunastu przedstawicielach rodu
Acciante, w tym niemal w całości na hrabim Alfredzie Acciante i
jego synu, Roderyku. Pomiędzy nimi, a skupionymi wokół tronu
Jaaranohami stało troje Fantasmagoryków. Tym razem to Mistrz Hamal
Kahyss przedstawił to, czego dzień wcześniej dowiedział się
Ymgrael o problemie, z jakim od pewnego czasu borykała się
księżniczka Pygraela. Również on był tym, który publicznie
oskarżył Roderyka Acciante o wykorzystanie magicznego stworzenia,
jakim był zniewolony, zmodyfikowany salmarn, do dręczenia, a w
konsekwencji śmierci księżniczki. Podczas oficjalnego
przesłuchania, Ymgrael mógł co najwyżej dopowiadać szczegóły.
Występował tu w roli Fantasmagoryka, nie zaś księcia, którym
był. A to wymagało usunięcia się w cień mentora nawet, jeżeli
wszyscy zdawali sobie sprawę, że to on odkrył źródło problemu i
rzucił podejrzenie na ród Acciante.
Alfred wysłuchał wszystkiego ze
spokojem, choć widać było, że jest jest to jedynie maska, pod
którą skrywa poddenerwowanie. Tego samego nie można było
powiedzieć o jego dziedzicu. Roderyk kilkukrotnie próbował
przerwać Kahyssowi, za każdym razem gdy Mistrz Kolektywu
Fantasmagoryków insynuował, lub wprost zarzucał winę Roderykowi.
W końcu, gdy wszystko co do tej pory odkryto, zostało powiedziane,
przyszła kolej przesłuchania.
Siedząca pomiędzy swoim bratem
i ojcem Pygraela z przestrachem opuściła głowę, wpatrując się
w zdobioną posadzkę. Wyglądała tak, jak Ymgrael zapamiętał ją
z poprzedniego dnia. Była cieniem dawnej siebie, o bladej ze
zmęczenia cerze i podkrążonych oczach. Widział jednak, że
salmarn o imieniu Fons, wywiązuje się ze swojej części
porozumienia z akolitą i pozwala księżniczce na choć odrobinę
snu wolnego od koszmarów. Ymgrael był przy tym pewny, że to wszystko
odbije się na psychice kuzynki. Nawet gdy uwolni się już od
koszmarów, jakie zsyłał na nią Fons, pamięć o nich pozostanie z
nią do końca życia.
– Skąd w takim razie wisior z rdzeniem
salmarna znalazł się na twojej szyi, wicehrabio? Z relacji Mistrza
Kahyssa wiemy już, jak taki przedmiot wygląda i opis ten jest
zbieżny z biżuterią, którą miałeś ze sobą podczas
wczorajszej uczty – zapytała Księżna Mevgraela, w typowy dla
siebie, stanowczy, dosyć chłodny ale i bezstronny sposób.
– I gdzie jest obecnie? Widać, że
nie masz go na szyi – wtrącił się książę Gisgrael. Jako
ojciec Pygraeli, z ledwością pohamowywał emocje, tak wyraźnie
malujące mu się na twarzy.
Roderyk spojrzał najpierw na
Księżną, później na twarze Gisgraela, Pygraeli i swojego
przyjaciela, Kangraela. Wicehrabia ze strachu trząsł się na całym
swym nastoletnim ciele, co harmonizowało z jego wiekiem, lecz nie
pozycją społeczną jaką posiadał. Już otwierał usta by
odpowiedzieć, lecz spłonął nieoczekiwanym rumieńcem, odwracając przy tym wzrok.
W reakcji na to krok do przodu
postawił jego ojciec. Alfred wziął głęboki wdech, nim przemówił
do Jaaranohów. Jego siwiejące włosy, ostre rysy twarzy i lekko zadarty nos nadawały mu nieco drapieżny wygląd, który łagodził
starannie dobrany ubiór.
– Miłościwa pani, niech mi wolno
wyjaśnić to nieporozumienie. Sytuacja jest niestety kłopotliwa i
niezręczna dla mojego syna, a w trosce o jego dobre imię czuję się
zmuszony przedstawić sprawę z należytą odpowiedzialnością i
wszelkimi znanymi mi informacjami.
– Proszę, hrabio Acciante,
słuchamy – Mevgraela skinęła nieznacznie głową.
– Zaraz po rodzie Jaaranohów,
moja rodzina należy do jednej z posiadających najbogatsze przez
upływ czasu tradycje i udokumentowany rodowód. Mniemam, że nie
będzie dla nikogo z tu obecnych ujmą, gdy stwierdzę, że
Acciante, zaraz po rodzie panującym, mają największy wpływ na
politykę i gospodarkę Księstwa Erji – Alfred Acciante
przemawiał do wszystkich zgromadzonych, większość uwagi
skupiając na Księżnej. - Taki status społeczny zobowiązuje nas
do wielu kwestii, wiąże się z szczególnego rodzaju prestiżem, ale i mniej oficjalnymi, żeby nie powiedzieć zakulisowymi
działaniami, nie koniecznie inicjowanymi przez nas.
– Do rzeczy, hrabio. Wszyscy wiemy
jakie wpływy mają Acciante. Co to ma wspólnego z zamachem na
zdrowie i życie mojej siostry? - odezwał się z chłodem młody
Kangrael. Ymgrael wiedział, że jego kuzyn nie wierzy w winę
Roderyka, jednak nigdy nie darzył szczególną sympatią seniora
rodu, którego częścią był jego przyjaciel.
– Młody książę, jestem pewny,
że wiesz co mam na myśli – Alfred Acciante rozluźnił nieco
spięte mięśnie. - Renoma naszego rodu i natura ludzka dają efekt
znany każdemu wpływowemu, lub zamożnemu człowiekowi. Mój syn,
podobnie jak jego dwaj starsi bracia, już wcześniej otrzymywał wiele mniej lub bardziej kosztownych podarków, dostarczanych nam z
oficjalnym wskazaniem darczyńcy, lub z zachowaniem jego
anonimowości, zwykle do pewnego czasu. Tymi, którzy trudzili się,
by w ten sposób przypodobać się moim synom i mnie, łączył
jeden, tak bardzo ludzki przymiot.
Hrabia Acciante zawiesił na
chwilę swój monolog, pozwalając by choć część zgromadzonych
samemu zorientowała się, co ma na myśli. Był to klasyczny zabieg
retoryczny, zjednujący sobie publiczność, która sama wpadała na
ten sam sposób myślenia, co on. Dopiero po dwóch albo trzech
sekundach wyjaśnił:
– Każdy z nich był ojcem. Każdy
miał córkę, którą chciał wydać za mężczyznę szlachetnie
urodzonego i zapewniającego ich rodowi powiązania z potężniejszymi
od nich. Tak to funkcjonuje od tysięcy lat.
Po twarzach zebranych przemknął
nikły cień uśmiechu, połączony ze zrozumieniem. Jedynie Ymgrael
i kilka innych osób wysłuchało tego ze wzgardą. Najbardziej
negatywnie zareagowała jednak milcząca do tej pory Nerana, unosząc
gniewnie podbródek i łypiąc na Hrabiego swoim przenikliwym
spojrzeniem. Ymgrael wiedział, że ani on, ani Kahyss nie zdołają
powstrzymać jej od wtrącenia się. Liczył tylko na to, że jej
ingerencja nie przyniesie więcej problemów. Znał Neranę, podobnie
jak znał obyczaje dworzan w Erji. Była to mieszanka, z której nie
mogło wyniknąć nic dobrego.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz