2024-05-17

Witajcie!

Mam wielką przyjemność ogłosić, że właśnie miał premierę audiobook Rady Ognia! Od teraz, nakładem pracy wydawnictw SAGA Egmont i Novae Res, możecie posłuchać przygód Maksymiliana Lree. Czyta Aleksander Bauman.


Całość trwa lekko ponad dwanaście godzin - liczba wprost idealna, jakby mnie ktoś zapytał. Przecież uniwersum, w którym ma miejsce ta historia, nazywa się Światem Dwunastym!

Jeżeli dysponujecie dostępem do którejś z platform, w ofercie których są audiobooki w ramach miesięcznych subskrypcji - albo może chcielibyście mieć swoją własną kopię - zachęcam do zapoznania się z wersją audio Rady Ognia. Będzie mi bardzo miło, jeżeli po wszystkim zostawicie komentarz.

Do przeczytania niebawem!

2024-05-16

A kto to? A co to? To... ja! :)

 Witajcie!

Minęła dłuższa chwila, odkąd coś działo się na tym blogu. Taka... ponad pięcioletnia.

Tak, wiem. Długo. Zbyt długo, bez względu na to z jakiej perspektywy na to spojrzeć i jakich "wymówek" szukać. Czasu nie cofnę, ale wyciągnięcie z przeszłości lekcji na przyszłość? To wykonalne.

Jeżeli czytasz ten post i należysz do tej grupki osób, które gdzieś kiedyś już natknęły się na tego bloga - a może nawet nie obce są Ci opublikowane tu dotychczas teksty - wiedz, że znów tu jestem. ;) Po wielu różnych zawirowaniach życiowych, w końcu wracam do pisania. Z determinacją, by tak już pozostało. Wybacz, że tak długo nie dawałem znaku życia, a Ymgrael wraz z resztą fantasmagoryków, jak również całe grono postaci ze Świata Dwunastego pozostawali w zawieszeniu i niepewności co do kontynuowania ich losów. Od teraz dołożę wszelkich starań, by o 180 stopni obrócić dotychczasowy stan rzeczy.

A może jesteś tu nowy? Pierwszy raz na tym blogu? Cóż, w takim razie witaj, rozgość się! :) Zaparz herbatę, kawę, albo weź cokolwiek innego, co umili Ci chwile spędzone na lekturze i zanurz się w historiach, jakie dotychczas tu można znaleźć. I daj mi szasnę, by zaskoczyć Cię następnymi. Mam nadzieję, że pozytywnie. :)

To nie jest też tak, że przez te pięć lat nie napisałem nic. Ale do tego wrócę w innym poście. Dziś, w chwili pisania tych słów, cieszę się. Że znów tu jestem. 

Z Wami. 

Dla Was. 

Bo czym byłoby snucie opowieści, tworzenie tego wszystkiego, bez Was, czytelników? To Wy nadajecie sens każdemu słowu, które autorzy umieszczają w swoich tekstach. I dlatego, jeżeli to czytasz, to chcę Ci z całego serca podziękować za Twój czas i zaufanie, jakim obdarzasz mnie, doczytując do tego miejsca. Nie zawiedzenie czytelnika, to największa odpowiedzialność autora. Więc, choć ostatnie pięć lat nie wywiązywałem się z niej jak powinienem, dołożę wszelkich starań, by takich nieobecności już nie było, a jakość tekstów tu publikowanych, była taka, na jaką zasługujecie, przeznaczając przecież swój czas na ich czytanie.

Mam też nadzieję, że wybaczycie mi przydługą formę tych przeprosin za nieobecność, ale z szacunku do Was, nie chciałem tu się nagle pojawić, rzucić jakimś "cześć, już jestem, jedziemy dalej" i udawać, że nic się nie stało. Otóż stało się i chcę to naprawić.

Już wkrótce odezwę się znów. Może nawet z małą niespodzianką. ;)

A tymczasem, do przeczytania!

2019-01-22

Legenda - część 2

Samotny ptak - jeden z ostatnich, które przez nieuwagę pozostały w tej okolicy - leciał nisko, rzucając długi cień wszędzie tam, gdzie się znalazł. Spalona od bitewnej pożogi ziemia dymiła z lekka, zasnuwając otoczenie zwiewnym, lecz dostrzegalnym obłokiem gryzącego dymu. Czarny duch przestworzy mknął na swych skrzydłach, obserwując z bezpiecznej odległości zgliszcza jakie pozostały z małej osady. Choć był tylko zwierzęciem, ptak instynktownie wiedział, że nie jest to dobre miejsce. Mijając zwłoki Wetromów i Oekletho, niektóre świeższe, inne noszące już pierwsze ślady rozkładu, czuł telepanie swego małego serduszka, gdy próbował co sił odlecieć dalej. Zdewastowane ruiny małej mieściny Ludzi nie nadawały się na schronienie, a wszechobecny odór śmierci zwiastować mógł tylko najgorsze. Ptak leciał długo; skrzydlaty świadek okropieństw, których nie mógł rozumieć widział ślady okrucieństwa istot rządzących tym światem. W końcu, głodny i zmęczony, przycupnął na jednym z nieco wyższych murków. Kracząc kilkakrotnie, obserwował stamtąd scenę, mającą miejsce nieopodal. Ptak nie czuł osobistego zagrożenia. Przyglądał się jedynie bez zrozumienia, jak istoty odpowiedzialne za wszechobecne zniszczenia, toczą ze sobą bój. Nie przerażał go huk wystrzałów, czy krzyki umierających. Nie dlatego jednak, że był dzielny, ani nawet nie przez to, iż już kilka razy widział walki istot inteligentnych. Czarny ptak zwyczajnie ogłuchł, pozbawiony słuchu przez pobliską mu eksplozję, która cudem nie zabiła go kilkanaście dni wcześniej. Nieświadomy zagrożenia, biernie przyglądał się zajściu, regenerując siły.
Walczący nawet nie zauważyli cichego obserwatora, zbyt skupieni na sobie nawzajem, aby zwracać uwagę na takie drobiazgi. Liczyło się tylko starcie, krew pulsująca w głowie, adrenalina przemierzająca najskrytsze zakamarki organizmu. Walka o jeszcze jedno uderzenie serca, jeszcze jeden oddech. Obie strony robiły to – w ich wyobrażeniu – w imię wyższej sprawy. Po jednej stronie Oekletho, zjednoczeni wolą swych potężnych władców, walczący na rozkaz Pary Królewskiej. Po drugiej żołnierze Federacji Wetromów, Ludzie toczący bój o własne ziemie i odparcie napastnika. Kryjąc się pośród zgliszczy, ostrzeliwali swoje pozycje.