2017-09-19

O tym, jak wymarzyłem pisać powieści...

Szkoła Podstawowa nr 133 w Warszawie. Dziś, gdy wspominam edukację w tej placówce oświaty, kojarzą mi się trzy rzeczy: początek hymnu („Stefan Czarniecki wielki nasz wódz...”, reszta niestety niknie w mrokach pamięci), bodajże co czwartkowe noszenie zielonego krawata (choć może to akurat było w gimnazjum, tamten okres w ogóle jakiś mglisty się wydaje) oraz zadanie domowe na lekcji języka polskiego, jakie otrzymaliśmy w szóstej klasie.
Wycieczka klasy szóstej - tytuł prosty, ale jakże wymowny i dający pole manewru kilkunastoletnim umysłom w kreowaniu fabuł własnych opowiadań sci-fi. Jedni pisali o robotach, inni o podróżach kosmicznych, a ja – w tamtym czasie zafascynowany uniwersum Obcego (tak, tego filmowego. I tak, wiem, miałem chyba dwanaście, czy trzynaście lat...), szczególnie „grową” wariacją będącą miksem Obcego i Predatora, postanowiłem użyć tychże milusińskich w moim opowiadaniu. Skończyło się tym, że tytułowa wycieczka powróciła w nieco uszczuplonym stanie osobowym, po drodze ratując świat przed inwazją alienów. Ach, te dziecięce fantazje. ;)
Ostatecznie nauczycielka oceniła to na 4-, napisała komentarz „uśmierciłeś ponad połowę klasy!” i... zaszczepiła we mnie pasję. Wycieczka klasy szóstej, była pierwszym tworem piśmienniczym mojego autorstwa (mimo jej wybitnie plagiatowej natury), przy którym pomyślałem, że chcę być pisarzem. Oryginał – z oceną, komentarzem i masą pokreślonych błędów – mam do dzisiaj (podobnie jak jego wersję elektroniczną, bo pisałem to wówczas właśnie na komputerze – bazgrałem wtedy tak, że sam miałem trudność z odczytaniem swoich szlaczków. I bazgrzę tak do dzisiaj, a co!).
Po wycieczce... przyszła kolej na serię mniej lub bardziej rozwiniętych fabuł. Początkowo nadal opartych na cudzej twórczości, z czasem coraz bardziej samodzielnych i niezmiennie prymitywnych. Trwało to do początku szkoły średniej. Wtedy to moje „chcę być pisarzem” ewoluowało w „chcę być pisarzem, który coś wydał” i rozpoczęła się przygoda z pierwszą prawdziwą powieścią. Tom pierwszy pisałem długo, z przerwami liczonymi nawet w miesiącach. Niemniej pomału, z olbrzymią pomocą polonistki (pozdrawiam Panią Magdalenę, jeżeli kiedyś zawędruje w te rejony internetu :) ) oraz kilku bliskich mi osób, doprowadziłem pierwszy tom do finału. Wysłałem do dużego wydawnictwa. I....
Odbiłem się. Jakbym na pełnym biegu walnął głową w mur wykonany z moich marzeń, kpiących z własnej nierealności. Czy się załamałem? Może odrobinę. Poddałem? Nigdy. Z perspektywy czasu wiem, że stylistycznie i językowo, to się nie mogło udać. Czytając tego potworka literackiego dzisiaj, mam nieodparte uczucie wstydu, żalu i chyba trochę złości na samego siebie. No bo jak to, z czymś takim do ludzi...
I wtedy przyszedł moment szczególny w „chcę być pisarzem...”. Skoro pod względem technik pisarskich moja proza leżała, to trzeba było coś z tym zrobić, do tego sfrustrowany klęską powieści nie chciałem jej wówczas poprawiać by się nadawała do czegokolwiek związanego z szerszym odbiorcą. Zacząłem więcej czytać – głównie fantastykę – po to, by podpatrując mistrzów pióra, szlifować własny styl.
Wybór świata nowej powieści zaś był prosty. Od kilku lat wraz z najlepszym przyjacielem, a jednocześnie dalekim krewnym, udoskonalaliśmy wspólnie stworzone uniwersum, nie mające jednak nic wspólnego z książkami, do czasu, gdy wziąłem to na warsztat literacki. Dogadałem się z kuzynem co do wolnej ręki w przetworzeniu wspólnych koncepcji na formę powieści - a tym samym w kwestii praw autorskich - rozłożyłem fabułę, postaci, lokacje na części pierwsze i zacząłem pracę nad przerobieniem tego na książkę. Wiele rzeczy odeszło, wiele nowych dodałem, to co zostało niemal w całości pozmieniałem. Nawet imiona głównych bohaterów uległy zmianie, by lepiej pasowały do formy książki – co chyba najlepiej (nie podając żadnych spoilerów) ukazuje skalę modyfikacji. Z pierwowzorem wspólny ma najwyżej bardzo ogólny rys głównego wątku i charakterystykę kilku postaci, ale o tym swoistym "rodowodzie "powieści nigdy nie zapomnę.
Napisałem pierwszy tom. Znalazłem wydawcę. Dzięki bardzo sympatycznej i owocnej współpracy z wydawnictwem Novae Res, już wkrótce ukaże się mój debiut literacki.
O Radzie Ognia, rozpoczynającej cykl Boskiego Dziedzictwa, niebawem napiszę coś więcej, a na razie zainteresowanych zachęcam do zapoznania się z recenzją przedpremierową znalezioną w sieci. Link tutaj – KLIK! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz