2017-07-07

Rozdział 2 / 5

[...]
– Jeszcze dzisiaj nakażę przesłuchanie Lorelei z Bezdrzew – powiedział Mistrz Bader. - Musimy ustalić czy to rzeczywiście ona rzuciła klątwę oraz czy w związku z tym nie jest jej potrzebna pomoc psychologiczna lub duchowa.
– Tymczasem jednak dokończmy kwestię dzisiejszego zdjęcia klątwy – uśmiechnął się Mistrz Kahyss, nieco wygodniej rozsiadając się na zdobionym krześle. - Akolito Jaaranoh, na podstawie tego co do tej pory powiedziałeś, można wysnuć pewne wnioski, wyjaśniające twoje metody. Niemniej dochowajmy formalności. Powiedz nam, czemu we śnie Boba z Bezdrzew dopuściłeś się tylu morderstw?
– Bo była to jedyna metoda na zdjęcie klątwy – Ymgrael powiedział z całą stanowczością. - Po ustaleniu jaką historię ma wieś Bezdrzewy, zapoznaniu się z wydarzeniami, które doprowadziły do śpiączki Boba, a na koniec zestawieniu tego ze słowami klątwy rzuconej przez Lorelei widać, że nie było innej drogi. Najwięcej trudu sprawiło mi ustalenie czym w zasadzie jest „dębowa krew” ze słów klątwy. Jeszcze chwilę po wejściu do snu wahałem się, czy obrałem dobry kierunek. Krótki test wykonany na liściu dębu i brak przy tym realizacji dalszych słów klątwy upewniły mnie, że dobrze odczytałem wskazówki. „Dębowa krew” to po prostu krew mieszkańców Bezdrzew – od wieków związanych z Dębową Panią.
– A fragment o przykładaniu „twarzy dziedzica”? - zapytał Mistrz Bader, choć dobrze znał odpowiedź. Widział co dokładnie Ymgrael wraz z Neraną i Jamlenem zrobili.
– Bob jest jedynym męskim potomkiem swojego zmarłego ojca. Pamiętając o tym, że tego ostatniego zmiażdżył konar dębu stojącego pośrodku wioski, połączyłem senne drzewo z tragicznie zmarłym. Jak widać słusznie. Wszystko, od nastraszenia Bezdrzewian, po zdjęcie klątwy, miało sens.
– Po co straszyć chłopów? O tym nie było słowa w klątwie – powiedział z udawaną zadumą Kahyss.
– Bardziej chodziło o nastraszenie samego Boba. Silne emocje we śnie pomagają się wybudzić. Nie ma to tak wielkiego przełożenia na sen w śpiączce, ale uznałem, że przemówienie do Bezdrzewian doda wszystkiemu realizmu, a samemu Bobowi nie zaszkodzi. Mnie osobiście bardziej ciekawią dwie inne rzeczy – zawiesił myśl Ymgrael, by po chwili ciszy podjąć temat dalej: - Dlaczego Lorelei zwraca się w klątwie do Boba raz w pierwszej osobie, a innym razem mówi o nim w trzeciej. No i na bogów! Ona miała czternaście lat, a jedynym sposobem zdjęcia klątwy uczyniła dokonanie rzezi na mieszkańcach jej wioski, która doprowadzić miała do płaczu jej ojca, zamienionego wewnątrz snu w drzewo! Mam nadzieję, że zapowiedziana przez Mistrza Badera pomoc psychologiczna i duchowa będzie bardziej kompetentna niż przedstawiciele Kolektywu wysyłani wcześniej do Bezdrzew.
– Co za arogancja... - pod nosem rzekł Lim, odwzajemniając Ymgraelowi nienawistne spojrzenie.
– Z całą pewnością tak właśnie będzie – powiedział Bader, nie zwracając większej uwagi na przytyk Ymgraela do Lima. - Usłyszeliśmy wszystko co chcieliśmy, dziękujemy akolito, możesz opuścić podium. Niechaj zwycięży Świadomość!
– Niechaj zwycięży! - odzew przetoczył się po sali.
Ymgrael skinął Mistrzom głową, po czym odwrócił się, wypatrzył w tłumie Neranę i Jamlena, a następnie z ulgą ruszył w ich kierunku. Zgromadzeni wewnątrz Auli zaczęli powoli wstawać ze swych miejsc. Wtedy ponownie zagrzmiał na sali głos Antoniego Badera, mówiącego głośniej niż podczas przesłuchania Ymgraela.
– Przejdziemy teraz do drugiej części dzisiejszej indagacji. – wzrok zgromadzonych momentalnie pomknął w stronę przewodniczącego konsylium. - Mistrzu Roberze Limie, proszę zająć miejsce na podium.
Prędkość, z jaką Ymgrael odwrócił się na pięcie słysząc te słowa sprawiła, że na chwilę stracił równowagę. Potrzebował dłuższej chwili by przypomnieć sobie, że wciąż stoi blisko środka Auli, widoczny dla wszystkich. W tym Lima, który spoglądał teraz z wściekłością to na niego, to na Badera. Nie mogąc powstrzymać uśmiechu wstępującego na twarz - i nawet się na to nie siląc – Ymgrael lekkim krokiem wkroczył na zdobione schody. Zanim dotarł do jednego z górnych rzędów, gdzie czekali na niego już przyjaciele o identycznych wyrazach twarzy, Mistrz Lim wgramolił się niezdarnie na podium. Cały czerwony z gniewu, wpatrywał się teraz w korpulentnego Badera, rzucającego mu obojętne spojrzenie z góry.
Ymgrael w milczącej satysfakcji usiadł pomiędzy Neraną i Jamlenem, przyglądając się tak rzadko spotykanemu widowisku – Mistrz Kolektywu, o tak wysokiej randze w hierarchii jak Lim, przesłuchiwany publicznie przed całym konsylium, stanowił zjawisko zdarzające się raz na kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat.
Bader zaczął od wyjaśnienia czemu Lim musiał zająć miejsce na podium. Płynnie przeszedł później do wyjaśnienia, dlaczego próba udaremnienia Ymgraelowi zdjęcie klątwy, stanowi tak ciężkie przewinienie. Po długim przytaczaniu praw, które złamał Lim w czasie ostatniego pobytu we śnie Boba z Bezdrzew, Antoni Bader dał czas Limowi na przedstawienie swojej wersji wydarzeń. Czas, który minął Ymgraelowi wyjątkowo szybko. Nie tylko jemu, sądząc po reakcjach Nerany na bełkot Lima, kontrowany przez Badera i wspierającego go Kahyssa. Na koniec, po przesłuchaniu nazywanym przez Badera wciąż górnolotnie „indagacją”, Ymgrael nie mógł uwierzyć, że ten dzień kończy się w tak sprawiedliwy - jego zdaniem - i satysfakcjonujący sposób. I choć Lim nie został wydalony z Kolektywu i zachował stanowisko, stanowczość Badera - ocierająca się swą formą niemal o okrucieństwo – wskazywała jasno, że odpowiedniej kary nie uniknie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz