Znajomy zapach zbudził Ymgraela
ze snu. Wciąż półleżąc na siedzisku powozu, uchylił jedną
powiekę, próbując się zorientować dokąd dotarli, gdy spał. Głowa wciąż
pulsowała boleśnie, ale niemalże ciągły odpoczynek i lekkie
magiczne wspomaganie powoli łagodziły skutki wypadku, jakiego
doznał trzy dni wcześniej, przebywając umysłem we śnie plugawca.
Spróbował usiąść. Niestety wciąż miał wyczuwalne problemy z
zachowaniem równowagi.
– Powoli – Kahyss już wyciągał
rękę by pomóc akolicie, gdy ten się zachwiał.
– Dam radę – Ymgrael
odpowiedział z zaciśniętymi zębami.
Troska mentora zaczynała go
pomału drażnić, choć musiał przyznać, że gdyby nie pomoc mężczyzny,
skończyłby marnie. Po mentalnym ataku nieznajomego, który również
przebywał w tamtym śnie, to właśnie Kahyss zadbał o to, by umysł
Ymgraela pozostał w pełni sprawny. Takie przypadki bardzo rzadko
kończyły się dobrze. Akolita miał szczęście, że od razu pomógł
mu wykwalifikowany Mistrz Kolektywu. Choć gdyby nie on, do niczego
by nie doszło.
Ymgrael
powiedział co prawda Neranie i Kahyssowi, że obcy we śnie usiłował
włamać się do jego umysłu, informację o tym, że mu się to
udało oraz o potędze nieznajomego zachował jednak dla siebie. Czuł
wewnętrzny, nieokreślony żadnym logicznym powodem przymus, by tak
właśnie zrobić, choć zdawał sobie przy tym sprawę, że napastnik może być w przyszłości groźny także dla innych Fantasmagoryków. Wierzył, że z czasem sam rozwiąże zagadkę
tożsamości sprawcy. Gdy
tylko odzyskam siły,
powtarzał sobie w myślach.
Skrzywił się na tę myśl. W
przeciwieństwie do większości ludzi, jego rodzinne strony
kojarzyły mu się raczej negatywnie. W dzieciństwie był zawsze
„tym drugim” - zawsze w cieniu brata, zawsze jako rezerwowy.
Później, gdy ojciec zmarł, a matka całą uwagę poświęciła
schedzie po nim, najlepszymi przyjaciółmi Ymgraela stały się samotność
i księgi – te tradycyjne, elektroniczne i kilka zapisanych w
formie wyzwalaczy sennych. I wtedy, gdy zdecydował się kształcić na Fantasmagoryka, wydarzyło się najgorsze. Jego
największe marzenie z dzieciństwa, by nie być już „tym drugim”
spełniło się, ale w sposób, który zamienił to pragnienie w
największy dotychczasowy koszmar. Jego starszy brat zapadł w
śpiączkę, wywołaną magią. Klątwą rzuconą z wciąż
nieznanych przyczyn przez nieznaną osobę. Tak skomplikowaną, że
nawet Najwyższy Fantasmagoryk nie dał rady jej zdjąć. Ocalenie brata od klątwy, a jednoczesne uchronienie siebie od wzięcia na siebie odpowiedzialności głowy rodu, co nastąpiłoby, gdyby ten nie został wybudzony, stało się życiowym celem Ymgraela. Miał już dosyć łatki "dziedzica", którą z uszczypliwością przyszyli mu dawni znajomi. Tak więc może i
Ymgrael pochodził z wyżyn społecznych. Może i opływał zawsze w
luksusy. Nie dawało mu to jednak satysfakcji, a jedynie frustrowało.
Księstwo Erji przywitało ich
mnogością barw i zapachów. Kolorowe domki jednorodzinne i
olbrzymie połacie drzewostanów jednego gatunku o przyjemnym,
słodkim zapachu drewna skupione wzdłuż nowoczesnych dróg,
prowadziły do stolicy tego małego państewka ludzi. Wieżowce, a
ponad nimi iglice pałacu w Erji-Nubba były już wyraźnie widoczne
z okien powozu, olśniewając nawet z tej odległości swoją
ornamentyką i ogólnym pięknem wykonania. Księstwo to było
jedynym tworem politycznym Ludzi, całkowicie niezależnym od
Królestwa. Powody takiego stanu rzeczy sięgały wielu stuleci
wstecz. Obecnie gwarantem niepodległości dla Erjinów były
pieniądze. Księstwo dorobiło się olbrzymiej fortuny na handlu
wytworami ze specjalnych gatunków drzew, będących tu dobrem
narodowym i niemalże świętością.
– Przed zmrokiem dotrzemy –
zagadnął Kahyss, próbując nawiązać rozmowę z Ymgraelem.
Akolita oderwał wzrok od okna i
spojrzał na Mistrza. Starał się nie dać poznać po sobie, że
odczuwa stres na myśl o nieuchronnym spotkaniu z matką i resztą
arystokracji.
– Przy odrobinie szczęścia
zdążymy na cotygodniową ucztę! Dzisiaj przecież sobota –
Ymgrael odpowiedział półżartem.
– Faktycznie, zapomniałem –
Kahyss uśmiechnął się, nadając twarzy najczęściej widoczny u
niego wygląd.
Temat, jak się zaczął, tak się
skończył. Ymgrael nie miał ochoty podtrzymywać teraz rozmowy, a
Kahyss, pełen poczucia winy z powodu napaści na akolitę - który
był jakby nie patrzeć pod jego opieką – nie chciał być
napastliwy, w efekcie mając niespodziewane trudności w rozmowie z
Ymgraelem. Akolita już zdążył się zorientować, że Hamal Kahyss
należy do tych ludzi, którzy mocno do siebie biorą klęski w
sprawowaniu odpowiedzialności nad kimś innym.
Ymgrael nie przejmował się
teraz tym, co czuł Kahyss. Nawet rozważanie nad wydarzeniami sprzed
trzech dni zeszło w jego umyśle chwilowo na dalszy plan. Widząc
jak powóz wjeżdża na przedmieścia Erji-Nubba, myślał nad celem
ich przybycia do Księstwa. I nad tym, jak on – następca tronu –
zostanie przyjęty przez matkę-regentkę i dwór.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz