2017-09-01

Rozdział 4 / 1

Znajomy zapach zbudził Ymgraela ze snu. Wciąż półleżąc na siedzisku powozu, uchylił jedną powiekę, próbując się zorientować dokąd dotarli, gdy spał. Głowa wciąż pulsowała boleśnie, ale niemalże ciągły odpoczynek i lekkie magiczne wspomaganie powoli łagodziły skutki wypadku, jakiego doznał trzy dni wcześniej, przebywając umysłem we śnie plugawca. Spróbował usiąść. Niestety wciąż miał wyczuwalne problemy z zachowaniem równowagi.
– Powoli – Kahyss już wyciągał rękę by pomóc akolicie, gdy ten się zachwiał.
– Dam radę – Ymgrael odpowiedział z zaciśniętymi zębami.
Troska mentora zaczynała go pomału drażnić, choć musiał przyznać, że gdyby nie pomoc mężczyzny, skończyłby marnie. Po mentalnym ataku nieznajomego, który również przebywał w tamtym śnie, to właśnie Kahyss zadbał o to, by umysł Ymgraela pozostał w pełni sprawny. Takie przypadki bardzo rzadko kończyły się dobrze. Akolita miał szczęście, że od razu pomógł mu wykwalifikowany Mistrz Kolektywu. Choć gdyby nie on, do niczego by nie doszło.
Ymgrael powiedział co prawda Neranie i Kahyssowi, że obcy we śnie usiłował włamać się do jego umysłu, informację o tym, że mu się to udało oraz o potędze nieznajomego zachował jednak dla siebie. Czuł wewnętrzny, nieokreślony żadnym logicznym powodem przymus, by tak właśnie zrobić, choć zdawał sobie przy tym sprawę, że napastnik może być w przyszłości groźny także dla innych Fantasmagoryków. Wierzył, że z czasem sam rozwiąże zagadkę tożsamości sprawcy. Gdy tylko odzyskam siły, powtarzał sobie w myślach.
Akolita rozejrzał się. Nerana drzemała, tak jak on przed chwilą, z tą różnicą, że jej nie obudził charakterystyczny zapach aromatycznych drzew, z których robiono słynne na cały Nubedun kadzidła. Dla niego zapach ten oznaczał tylko jedno: powrót do domu.
Skrzywił się na tę myśl. W przeciwieństwie do większości ludzi, jego rodzinne strony kojarzyły mu się raczej negatywnie. W dzieciństwie był zawsze „tym drugim” - zawsze w cieniu brata, zawsze jako rezerwowy. Później, gdy ojciec zmarł, a matka całą uwagę poświęciła schedzie po nim, najlepszymi przyjaciółmi Ymgraela stały się samotność i księgi – te tradycyjne, elektroniczne i kilka zapisanych w formie wyzwalaczy sennych. I wtedy, gdy zdecydował się kształcić na Fantasmagoryka, wydarzyło się najgorsze. Jego największe marzenie z dzieciństwa, by nie być już „tym drugim” spełniło się, ale w sposób, który zamienił to pragnienie w największy dotychczasowy koszmar. Jego starszy brat zapadł w śpiączkę, wywołaną magią. Klątwą rzuconą z wciąż nieznanych przyczyn przez nieznaną osobę. Tak skomplikowaną, że nawet Najwyższy Fantasmagoryk nie dał rady jej zdjąć. Ocalenie brata od klątwy, a jednoczesne uchronienie siebie od wzięcia na siebie odpowiedzialności głowy rodu, co nastąpiłoby, gdyby ten nie został wybudzony, stało się życiowym celem Ymgraela. Miał już dosyć łatki "dziedzica", którą z uszczypliwością przyszyli mu dawni znajomi. Tak więc może i Ymgrael pochodził z wyżyn społecznych. Może i opływał zawsze w luksusy. Nie dawało mu to jednak satysfakcji, a jedynie frustrowało.
Księstwo Erji przywitało ich mnogością barw i zapachów. Kolorowe domki jednorodzinne i olbrzymie połacie drzewostanów jednego gatunku o przyjemnym, słodkim zapachu drewna skupione wzdłuż nowoczesnych dróg, prowadziły do stolicy tego małego państewka ludzi. Wieżowce, a ponad nimi iglice pałacu w Erji-Nubba były już wyraźnie widoczne z okien powozu, olśniewając nawet z tej odległości swoją ornamentyką i ogólnym pięknem wykonania. Księstwo to było jedynym tworem politycznym Ludzi, całkowicie niezależnym od Królestwa. Powody takiego stanu rzeczy sięgały wielu stuleci wstecz. Obecnie gwarantem niepodległości dla Erjinów były pieniądze. Księstwo dorobiło się olbrzymiej fortuny na handlu wytworami ze specjalnych gatunków drzew, będących tu dobrem narodowym i niemalże świętością.
– Przed zmrokiem dotrzemy – zagadnął Kahyss, próbując nawiązać rozmowę z Ymgraelem.
Akolita oderwał wzrok od okna i spojrzał na Mistrza. Starał się nie dać poznać po sobie, że odczuwa stres na myśl o nieuchronnym spotkaniu z matką i resztą arystokracji.
– Przy odrobinie szczęścia zdążymy na cotygodniową ucztę! Dzisiaj przecież sobota – Ymgrael odpowiedział półżartem.
– Faktycznie, zapomniałem – Kahyss uśmiechnął się, nadając twarzy najczęściej widoczny u niego wygląd.
Temat, jak się zaczął, tak się skończył. Ymgrael nie miał ochoty podtrzymywać teraz rozmowy, a Kahyss, pełen poczucia winy z powodu napaści na akolitę - który był jakby nie patrzeć pod jego opieką – nie chciał być napastliwy, w efekcie mając niespodziewane trudności w rozmowie z Ymgraelem. Akolita już zdążył się zorientować, że Hamal Kahyss należy do tych ludzi, którzy mocno do siebie biorą klęski w sprawowaniu odpowiedzialności nad kimś innym.
Ymgrael nie przejmował się teraz tym, co czuł Kahyss. Nawet rozważanie nad wydarzeniami sprzed trzech dni zeszło w jego umyśle chwilowo na dalszy plan. Widząc jak powóz wjeżdża na przedmieścia Erji-Nubba, myślał nad celem ich przybycia do Księstwa. I nad tym, jak on – następca tronu – zostanie przyjęty przez matkę-regentkę i dwór.
[...]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz